pędzel do żelkotu

Wysłałam męża po pędzle – nigdy więcej

Jakiś czas temu potrzebowałam nowego pędzla do podkładu, bo stary uległ nieszczęśliwemu wypadkowi i sama nie chciałam wyjść z domu bez makijażu, żeby kupić coś nowego. Mój nieoceniony towarzysz życia podejrzanie szybko się zgodził.

Zamiast pędzla do podkładu pędzel do żelkotu

pędzel do żelkotuCzekałam z niecierpliwością, aż mąż skończy pracę, podjedzie do sklepu i wróci do domu z moim pędzlem. Było mi wszystko jedno, co dostanę, powiedziałam tylko, że chcę coś, co zrobił jakiś polski producent pędzli. Mąż wrócił, wręczył mi reklamówkę i z przepraszającą miną powiedział, że polskich nie było, trafił się tylko jakiś francuski producent pędzli. No trudno, ważne, że w ogóle coś jest, pomyślałam, otwierając torebkę, w której znalazłam… Tak, dobrze się domyślacie, że nie pędzle do makijażu, a pędzle malarskie! Byłam pewna, że w ogóle mnie nie słuchał, kiedy mówiłam mu, jaki pędzel potrzebuję. Okazało się, że słuchał, ale uznał, że pędzel to pędzel i co za różnica czy do twarzy czy to może pędzel do żelkotu. No a przy okazji, skoro już pojechał do marketu budowlanego, do którego miał z pracy o wiele bliżej niż do drogerii, to kupił sobie pędzle do laminatu i był wielce z siebie zadowolony, że upiekł dwie pieczenie przy jednym ogniu i jeszcze tak mało zapłacił. On tylko się śmiał i tłumaczył, że jak obserwuje mnie codziennie przy makijażu i ogląda moje pędzle to zastanawia się, czyt dałby radę nimi pomalować ścianę albo namalować obraz. Co za okropny, nieużyteczny, tragiczny, złośliwy, podły… mężczyzna! I tym sposobem zostałam wciąż bez pędzla.
Na szczęście zlitowała się nade mną przyjaciółka, która przywiozła mi wieczorem swoje nowe, jeszcze nie rozpakowane pędzle i powiedziała, że oddam jej jak tylko będę mogła. Nawet udało się jej nie śmiać, kiedy opowiadałam, jak wysłałam męża po pędzle do makijażu.